sobota, 5 października 2013

Łosoś po azjatycku (teriyaki)

Dziś dzień zmagań..kulinarnych i informatycznych. Wszystko jednak zakończyło się pomyślnie..Grześka wkręciłam w Endomondo a sama pitrasiłam łososia w sosie Teriyaki. Mąż spalił  757kcal a mi pewnie kilka cm przybyło w pasie:/






Pomysł na to egzotyczne danie podsunęli mi Aga i Kuba- zakochana w Tajlandii para!
Sos Teriyaki jest.. inny! Nie mogę znaleźć lepszego określenia..a zrobiłam go tak..
 Grześka wysłałam po zakupy, bo potrzebowałam dość wymyślnych składników. 
Do rondelka wlewamy 1 szklankę wody, 2 łyżki białego wina, 1/4 szklanki sosu sojowego jasnego(ja niestety miałam tylko ciemny), pół łyżeczki sproszkowanego imbiru, 1/4 łyżeczki granulowanego czosnku, 3 łyżki brązowego cukru i..
 ..1łyżeczkę startego imbiru..
..2 łyżki syropu klonowego..
..sok z połówki limonki i pokrojoną w drobną kosteczkę połówkę papryczki chilli.
Wszystko razem gotujemy na małym ogniu aż sosik zgęstnieje(ok.25minut).
Rybka..
..zakupiliśmy 2 filety z łososia, które trzeba wysmarować naszą azjatycką marynatą. Nawet ładnie zaczęła pachnieć..
Takiego pomazańca włożyłam na 1 godzinę do lodówki. A następnie na oleju lnianym po prostu go usmażyłam:
Niami niami. Na sam koniec uprażyłam sezam..
i ugotowałam makaron Tao Tao, co nie było dobrym pomysłem. Następnym razem posłucham swojej główki a nie czyjejś makówki:/ Taki jakiś dziwny pomysł na rybę z makaronem, ale zaufałam internetowemu kucharzowi.
Suma sumarum wyszło to tak:
 I dalej nie wiem co o tym myśleć..inny nie znaczy niedobry..inny oznacza, że warto próbować nowych smaków, ale niekoniecznie do nich wracać. Po prostu ten sos jest słodkawy a ja tego do ryb czy mięs nie lubie:/ Mężuś zjadł.. i  nawet gary pozmywał ;p
A niedługo zaczynamy ze znajomymi projekt "Krakowskie restauracje na widelcu BK" Szczegóły niebawem:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz