Jak tylko otworzyłam dziś swe oczęta wiedziałam, że muszę ją mieć!zrobić!skosztować! A wiecie skąd pochodzi nazwa szarlotka? Niejaki francuski cukiernik Marie-Antoine Careme miał stworzyć owe ciasto dla cara Aleksandra I. Zainspirowała go piękna szwagierka cara, księżniczka Charlotta.. i stąd się niby wziął polski jabłecznik.
Zakupiłam 2 kg jabłuszek, założyłam fartuszek, zakasałam rękawy i wzięłam się do sprawy!
..250g mąki, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, 120g masła, 1łyżka śmietany, 100g cukru, żółtko i siekamy!
Na nasze równiutko i zgrabniutko rozłożone ciasto(3/4ciasta rozkładamy na dno) nakładamy połowę naszych "poplasterkowanych" jabłek..
..posypujemy brązowym lub białym cukrem, rodzynkami i cynamonem.
A potem układamy pozostałą część jabłek i ponownie posypujemy powyższymi posypkami.
A potem układamy pozostałą część jabłek i ponownie posypujemy powyższymi posypkami.
Cosik takiego wkładamy do piekarnika i w temperaturze 180 stopni pieczemy ok.50minut.
Oczywiście pewną sztuczkę wykonałam...ponieważ szarlotka wyszła nieco niska, narzuciłam na siebie dwa równe kawałki. A co! Ma być nie tylko smacznie, ale i ładnie. Grzesiu się nie gapnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz