niedziela, 12 maja 2013

Rabarbarowe panaceum

Właśnie zajadamy się z fąflem rabarbarowym ciastem. Anglicy bardzo smakują się w tych czerwono-zielonych łodygach więc postanowiłam i ja zaserwować go na niedzielny deser. Panaceum na deszczową pogodę i mam nadzieje, że na chorobę męża, który od kilku dni leży w łóżeczku i pociąga nosem.. ech zero pożytku!



Ciasto jest tak proste, że aż niemożliwe a na dodatek bardzo smaczne. Myślę, że mężczyźni mogliby nawet spróbować się z nim zmierzyć. Nie to, że nie wierzę w ich cukiernicze zdolności, ale tak jakoś no...chyba lepiej się czują z tłuczkiem do mięsa :p
Zatem...
 Mikserem na najszybszych obrotach ubijamy 3 jajka, półtorej szklanki cukru i  cukier waniliowy.
 Wydaje mi się, że kręciłam ok.7minut - następnie dodajemy szklankę naturalnego jogurtu i przez chwilkę miksujemy.
 Ciasto rabarbarowe nie obędzie się bez oliwy - potrzebujemy 1/2 szklanki i  oczywiście kręcimy przez moment.
 Proszek do pieczenia.. 2 łyżeczki z górką - tak na wszelki wypadek, żeby zakalcowaty zakalec nie wyszedł!
 I aż 3 szklanki mąki..kurde latają mi jakieś owocówki a fuj... dodajemy po jednej ciągle miksując, ale już na wolniutkich obrotach. Proszę się Panowie nie zrażajcie, że masa będzie mega gęsta..taka ma być!
 O właśnie taka.. bałaganu narobiłam, ale fąfel śpi więc wrzeszczeć nie będzie miał kto! :p
 I nasz gość specjalny - kwaśny jak diabli rabarbar. Pokroiłam go na pół centymetrowe kawałki, ale mężuś powiedział, że powinny być większe. Zatem lepiej poszatkować go na większe kawałki, bo będzie wtedy bardziej wyczuwalny:/
 Posypujemy odrobiną cukru i mąki i szprycujemy nim nasze jogurtowe ciasto.
 Nadziałam je w ten o to sposób, ale można oczywiście głębiej powsadzać kawałki..spieszyłam się, bo mężuś otwierał już jedno oko a ciasto nie gotowe.. :)
 Pieczemy 40 minut w temperaturze 180 stopni - panowie zawsze i o każdej porze ciasto, ciasteczko czy inny wypiek wkładamy do nagrzanego już piekarnika!
Posypujemy odrobiną cukru pudru i voila :) Proste, szybkie, smaczne i co najważniejsze...mężuś nakarmiony..mężuś dobry:)
Ale na tym kwaśnym panaceum nie zakończyliśmy deserować...
Mmmmm kieliszek nalewki z pigwy, którą sami zrobiliśmy przyprawia nas o leciutki zawrót głowy..a jak rozkosznie rozchodzi się po ciałku... i piękne rumieńce na licu mego męża się pojawiły..samo zdrowie:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz