czwartek, 30 stycznia 2014

Brygada na widelcu. Klimaty Południa


W ubiegły wtorek miało miejsce drugie spotkanie z serii "Brygada Kryzys na widelcu". Tym razem zziębnięci do szpiku kości dotarliśmy na Gertrudy 5. Pod tym adresem siedzibę swą ma winiarnia-restauracja "Klimaty Południa".






Tym razem również oceniliśmy naszą jadłodajnie w tych samych kategoriach.
Ocena odrobinę lepsza od poprzedniej (4,06 Trattoria Pergamin).
Z tego co zauważyłam jedzenie wszystkim raczej smakowało. Wyjątkiem były dwie osoby, które narzekały raczej na wielkość porcji - cóż dla mnie akurat były optymalne.
Kompozycje z dań cieszyły oczy a smak przynajmniej moich polędwiczek w sosie szałwiowym z kaszą pęczak (z pietruszką i przysmażoną na maśle) był prawie idealny. Mąż mój zamówił (jak pozostałe 2 osoby) kaszę pęczak a la risotto z grzybami, szynką parmeńską, rukolą i parmezanem - skosztowałam odrobinę i muszę stwierdzić, że sos grzybowy był bardzo podobny do tego, który moja mama przygotowuje na wigilie - czyli wyborny:)
Aga dostała świetnie przybraną doradę z warzywami i bodajże opiekanymi ziemniaczkami. Na rybę (łosoś z warzywami) skusiła się również Kasieńka, ale ona tego wieczoru pochłonęłaby konia z kopytami dlatego potrawa na kolana jej nie powaliła. Marko, nasz nadworny dietetyk zamówił Musakę, którą ja osobiście uwielbiam, ale też kręcił nieco nochalem jak ujrzał wielkość glinianego naczynia.
Niekierujący skusili się na wino:
Casas Patronales Cabernet Sauvignon-wytrawne, czerwone z Chile-najtańsze w karcie, ale to dlatego, że mój mąż wybierał ;p
Wystrój..za plecami miałam kominek, który rozkosznie rozgrzewał plecy - duży plus:)
Ściana przy naszym stoliku pokryta była różnego rodzaju korkociągami - ciekawa aranżacja a na pozostałych wisiały różnego rodzaju zdjęcia (prosto z Francji). W toalecie (przynajmniej damskiej) jest interesująca fotografia torreadora z byczkiem, który obnaża swój zgrabny tyłeczek - tzn Pan a nie byczek. Poza tym miejsce jest bardzo przytulne, nastrojowe, w ciepłych kolorach - na uboczy od krakowskiego gwaru, dyskretne.
Obsługa miła, uśmiechnięta. Co prawda nie naskakiwali nam bardzo, ale może to i lepiej-tak jakoś swobodniej czuliśmy się(przynajmniej ja). Na zamówione jedzonko nie czekaliśmy zbytnio długo, ale to chyba również nasza zasługa, bo tak jakoś zagadaliśmy się, że czas upłyną niepostrzeżenie.
Ceny chyba standardowe jeśli chodzi o restauracje.
Miejsce jak najbardziej godne polecenia - dla zakochanych randkowiczów jak i grupy oszołomów.
W odcinku lutowym chyba skończymy na Kazimierzu  - w azjatyckich klimatach ( Marek nie bój się, upolujemy dla nas schabowego ;p ).

3 komentarze:

  1. Zeby mi bylo dane zjesc schabowego vel Marco ;] predzej padne z glodu niż on coś w domu zrobi :P ehehehhe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marco jest wyśmienitym kucharzem :) jego kanie w panierce powaliły mnie na kolana! I na dodatek żyję :)

      Usuń
  2. A sprobowalby cos zrobic Sołtyskowi to by mial ze mna do czynienia :P

    OdpowiedzUsuń