czwartek, 23 października 2014

Mini drożdżówki serowe z kandyzowaną pomarańczą

Mąż ze skulonymi kolanami zmierza ku Małopolsce. Zapewne dotrze do Krakowa przed 4 rano a ja, dobra żona z zaspanymi oczętami wyruszę mu naprzeciw :) Taki plan na dzisiejszą noc. Aby umilić mu powrót zrobiłam drożdżowe bułeczki z serowym, słodkim nadzieniem. Do porannej kawy będą pasowały jak ulał. W domu pachnie sielsko anielsko - kuszę jak mogę a on nadal za berlińską ziemią murem stoi :/


Zaczynamy od zrobienia rozczynu.
Mianowicie 35g świeżych drożdży mieszam z łyżeczką cukru aż do powstania płynnej mazi. Dodajemy do tego ciepłe (nie gorące) mleko-250ml oraz dwie łyżki pszennej mąki. Musimy dokładnie wymieszać aby pozbyć się upierdliwych grudek. Następnie owijamy szczelnie miseczkę ścierką i odstawiamy w ciepłe miejsce na10-15 minut do momentu aż rozczyn urośnie.
Jak widać na powyższym obrazku, wszystko poszło zgodnie z planem. Spienione drożdże dodajemy do misy z przesianą mąką (350g), solą (pół łyżeczki) oraz cukrem (3łyżki). Wyrabiałam własną łapką  (ok.5minut) a w międzyczasie stopniowo dodawałam żółtka (3). Na samym końcu wrzucamy miękkie masło - 100g. Nie może być z lodówki, bo się nie wchłonie-wyjąć je trzeba przynajmniej pół godziny wcześniej. Ugniatamy do momentu aż ciasto zacznie odchodzić od ręki. Michę przykrywamy ściereczką i odstawiamy na ok. 1 godzinę.
Wyrosło podręcznikowo. 
W międzyczasie przygotowałam nadzienie do bułeczek.
Tłusty twaróg - 500g rozgniatamy dokładnie widelcem. Dodajemy 4 łyżki cukru, 1 łyżkę cukru waniliowego, 2 żółtka oraz..
..kandyzowaną skórkę pomarańczy (50g). 
Drożdżowe ciasto przekładamy na stolnicę obsypaną mąką. Ugniatamy jeszcze minutę aby pozbyć się pęcherzyków powietrza i dzielimy na 4 części. Staramy się rozwałkować je na długi prostokąt..
Z brzegu paska nakładamy serowe nadzienie i zwijamy w rulonik-zaczynając od dłuższego boku, od strony nadzienia.
Następnie posługując się sprawnie nożem odcinamy małe kwadraciki. Smarujemy je mieszanką żółtka i odrobiny mleka.
Pieczemy je 25 minut w temperaturze 180 stopni.
Wyglądają zachęcająco..
..a smakują zniewalająco! 



4 komentarze:

  1. Fajny pomysł, nie trzeba lepić tych bułeczek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gabi daje mamusi chyba popalić bo cały blog pokryła warstwa kurzu :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieje ze mi wyjdą bo jak nie to wsadze je w najblizszy samolot:P oczywiscie w celu ratunkuuuuuuuu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyjdą :) ale do samolotu też można wsadzić, bo ja z miłą chęcią je pochłonę ;)

    OdpowiedzUsuń